tytuł oryginalny: Viyon no tsuma, ヴィヨンの妻
tytuł angielski: Villon's Wife
reżyseria: Kichitaro Negishi
scenariusz: Yōzō Tanaka, na podstawie opowiadania Osamu Dazai
zdjęcia: Takahide Shibanushi
scenografia: Yohei Taneda, Kyōko Yauchi
kostiumy: Kazuko Kurosawa
montaż: Akimasa Kawashima
dźwięk: Kiyoshi Kakizawa
występują: Tadanobu Asano (jako Otani), Takako Matsu (jako Sachi), Ryoko Hirosue (jako Akiko), Satoshi Tsumabuki (jako Okada), Shigeru Muroi (jako Miyo), Masatō Ibu (jako Kichijo), Shin'ichi Tsutsumi (jako Tsuji)
Uważam, że to dobry film. Szczególnie ujęła mnie postawa tytułowej żony Otaniego, Sachi - jej spokój, mądrość, zrozumienie innych ludzi, wewnętrzna stabilność i szczególne podejście do życiowych spraw. Film ten mnie zadziwił - po raz kolejny zobaczyłam japońską historię, w której osoba krzywdząca innych nie zostaje napiętnowana, osądzona i ukarana. Potraktowana zaś jest jak... zjawisko przyrody, na które nie mamy wpływu. Możemy ugiąć się przed silnym wiatrem, schować przed gradem i deszczem, lecz krzyczeć na chmury i wiatr jest przecież bezsensowne. Więc Sachi nie krzyczy.
Sachi mogłaby przyjąć postawę ofiary, mogłaby płakać skulona w kącie ze swoim dzieckiem, żalić się na swój los niesprawiedliwy. Nie robi tego. Jest piękną i lojalną żoną - ideał japońskiej tradycyjnej żony, która wszystko znosi w milczeniu... W kobiecie świadomej swojej wartości wychowanej w zachodniej kulturze ten film na pewno wywoła bunt. Ale jednak w postawie Sachi jest coś, co - przynajmniej jeśli o mnie chodzi - sprawia, że odbieram ją jako silną i godną szacunku kobietę.
Można by spojrzeć na tę opowieść jako na zobrazowaną społeczną propagandę, która ma pokazać kobietom, ku jakiemu ideałowi powinny dążyć. A można też spojrzeć na ten film jak na historię powojennej traumy Japończyków, którzy po przegranej, upokorzeniu, bombach atomowych, gdy ulice pełne są śmiejących się i głośnych Amerykanów w jeepach - mogą załamać się i szukać ukojenia bólu w samobójstwie jak Otani, lub w milczeniu, silni wewnętrznie, dumni i pewni swojej wartości mimo najbardziej upokarzających okoliczności - żyć dalej.
Being a monster is fine. As long as at least we're alive, it's just fine.
Moja ocena: 5 - podobało mi się, mogłabym obejrzeć i drugi raz :-D